Aktualności
|
Wszystkie autostrady będą płatne
14.01.2017
|
Miało być szybko, nowocześnie i elektronicznie. Ale już dziś wiadomo – znienawidzone przez kierowców bramki na placach poboru opłat przeżyją drugą młodość. A2 między Warszawą i Łodzią (ponad 90 km otwartych na kilka dni przed pierwszym meczem Euro 2012), A1 ze Strykowa do Torunia (ponad 160 km) i A4 z Krakowa do Korczowy, czyli granicy z Ukrainą (ok. 260 km) – to jedne z ostatnich fragmentów autostrad nieobjęte poborem opłat. W latach 2018–2024 to się zmieni. Jak dowiedział się DGP, będą płatne. Udało się nam również ustalić, że pokonanie każdego kilometra będzie kosztowało między 10 a 20 gr. To taniej niż na autostradach koncesyjnych, gdzie trzeba płacić nawet 36 gr za kilometr. Jeśli przyjmiemy średnią na poziomie 15 gr (o dokładnej cenie zdecyduje rząd), podróż z Warszawy do Łodzi będzie kosztować kierowcę 13,5 zł, ze Strykowa do Torunia 24 zł, a z Krakowa do Korczowy 39 zł. Dzisiaj jest za darmo. Powyższe odcinki to łącznie 510 km dróg. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad idzie jednak jeszcze dalej. Zakłada, że myto będzie pobierane na 624 km nowych odcinków, czyli także na fragmencie A1 od Strykowa do Pyrzowic (ma być on oddany do 2024 r.). Wyłączona z opłat może zostać jednak wschodnia obwodnica Łodzi. Dzisiaj w Polsce objętych płatnościami jest już 740 km autostrad. Zdecydowaną większością zarządzają koncesjonariusze – Autostrada Wielkopolska na A2, Stalexport na A4 i GTC na A1. Państwo pobiera opłaty jedynie na 261 km tras, a robi to za pośrednictwem firmy Kapsch i jej systemów viaToll oraz viaAuto. Kierowcy aut osobowych, aby jeździć po wszystkich autostradach, zmuszeni są korzystać z pięciu różnych systemów poboru opłat. Każdy z trzech koncesjonariuszy dysponuje odrębnym, dodatkowo na autostradach państwowych można płacić elektronicznie lub na bramce. Umowa koncesyjna na A2 obowiązuje do 2037 r. Dopiero po jej wygaśnięciu będzie można myśleć o stworzeniu spójnego systemu poboru opłat w całej sieci autostrad. Pieniądze pobrane od kierowców zasilą Krajowy Fundusz Drogowy z przeznaczeniem na nowe inwestycje. GP |
|
Unijna gra w punkty karne. Coraz więcej krajów będzie je naliczać cudzoziemcom
14.01.2017
|
Zaostrza się walka z piratami drogowymi. Jak wynika z informacji DGP, temat był poruszany na forum unijnych instytucji (na razie na szczeblach grup eksperckich i organów doradczych). Niewykluczone, że wkrótce podejmie go Komisja Europejska, która jest zwolenniczką zaostrzenia reguł naliczania punktów karnych.
Dziś, gdy np. Polak, jeżdżąc po Hiszpanii, naruszy przepisy, grozi mu co najwyżej surowa grzywna, płatna na miejscu. Nie ma jednak mowy o punktach karnych. We Francji naliczanie ich cudzoziemcom ruszy jednak już w 2017 r. Za przekroczenie obowiązującego nad Sekwaną limitu grozić będzie roczny zakaz korzystania z francuskich dróg. Podobne zasady już obowiązują w Austrii, Niemczech i Czechach. O regulacjach naszych południowych sąsiadów przestrzega polskie MSZ. – Przekroczenie limitu 12 punktów kończy się zakazem prowadzenia pojazdów na terenie Czech przez rok oraz zatrzymaniem prawa jazdy. Naruszenie tego zakazu jest karane mandatem od 25 tys. do 50 tys. koron czeskich.
Dążenia krajów UE niepokoją zwłaszcza transportowców regularnie przewożących towary po Europie. – To wszystko ma cele bardziej fiskalne niż związane z bezpieczeństwem. Obawiam się, że konsekwencje zachowań kierowców będą ponosić właściciele firm – komentuje Artur Kamiński ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Francja jest kolejnym państwem, które będzie naliczało kierowcom z innych państw punkty karne i wyciągało konsekwencje za ich nadmiar. Ambasada Francji w Polsce potwierdziła w rozmowie z DGP, że odpowiednie regulacje zostaną wdrożone jeszcze w 2017 r. Podobne przepisy już obowiązują w Austrii, Niemczech i Czechach. Koncepcja „wirtualnego prawa jazdy” (tak się nazywa idea, aby zakładać elektroniczne „kartoteki” cudzoziemcom łamiącym krajowe przepisy ruchu drogowego) już zaczyna nabierać realnych kształtów – nie tyle wskutek żądań Komisji Europejskiej, co działań podejmowanych przez kolejne kraje. We Francji kierowcy mają do wykorzystania limit 12 punktów rocznie. Za przekroczenie prędkości policja może odjąć z konta sprawcy od 1 do 6 punktów. Czyli jeśli francuska drogówka dwa razy złapie nas na radykalnym przekroczeniu prędkości, może to skutkować kompletem punktów karnych. Po przekroczeniu limitu kierowca otrzyma zakaz poruszania się po francuskich drogach na rok (po tym czasie jego konto wróci do pierwotnego stanu). Nie ma jeszcze zatwierdzonego katalogu represji za łamanie zakazu, ale wachlarz możliwości jest spory – mówi się o dwóch latach więzienia, 4,5 tys. euro grzywny, a nawet konfiskacie samochodu. Punkty będzie można „zbijać” np., jeśli kierowca zdecyduje się na własny koszt przejść kurs zwiększający wiedzę na temat bezpieczeństwa ruchu drogowego. Można jednak założyć, że mało który obcokrajowiec zdecyduje się na taką formę rehabilitacji. GP |
|
Ostre hamowanie diesla. Niektóre marki zaprzestają produkcji samochodów na ropę
8.12.2016
|
Udział ropniaków w sprzedaży spadł do poziomu z 2006 r. Kilku producentów już zapowiedziało, że rezygnują z ich produkcji. Powody? Skandale, oskarżenia o rakotwórczość oraz szybko rozwijająca się technologia hybrydowa i elektryczna.
Wygląda na to, że z modą na samochody zasilane olejem napędowym jest trochę jak z tą na spodnie typu dzwony – myśleliśmy, że będzie trwać wiecznie, a skończyła się równie szybko, jak zaczęła. Ze statystyk firmy LMC Automotive wynika, że trzy minione miesiące był pierwszymi od dekady (nie licząc kryzysowego roku 2009), w których udział diesla w sprzedaży w krajach Europy Zachodniej spadł poniżej 50 proc. Prognoza na cały rok mówi o 49,3 proc. – wyniku, jaki ostatnio zanotowano w 2005 r. Tylko w ciągu dwóch minionych lat auta jeżdżące na ON straciły 4 proc. rynku. A w niektórych bardzo „dieslowych” krajach (np. Belgia, Francja, Austria) nawet po 20 pkt proc. Zmiany dobrze widoczne są także w Polsce. I to zarówno w przypadku samochodów używanych, jak i nowych. Jeszcze w 2005 r. diesla pod maską miało sześć na 10 aut importowanych z Zachodu. Obecnie już tylko cztery. Z kolei w przypadku pojazdów z salonów udział wersji wysokoprężnych od 2010 r. spadł aż o 11,5 pkt proc. – do 31,5 proc. – To trwały i nieodwracalny trend – nie ma wątpliwości Wojciech Drzewiecki, prezes firmy Samar monitorującej rynek motoryzacyjny. Dla wielu analityków, a także koncernów motoryzacyjnych, nagły odwrót kierowców od oleju napędowego jest niemałym szokiem. I może się okazać bolesny w skutkach. Jeszcze na początku tego roku Mercedes deklarował, że w trzy lata zainwestuje w rozwój „diesli nowej generacji” rekordowe 2,6 mld euro. A dwa miesiące później – podobnie jak Mitsubishi, Audi czy Opel – wzywał do serwisów właścicieli wyprodukowanych przez siebie aut na przeprogramowanie komputerów silnika. Zarówno sama deklaracja o inwestycjach, jak i akcja serwisowa były pokłosiem jednego i tego samego zdarzenia.
GP |
[ podstrona 5 z 21 początek ... | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | ... koniec ] |